Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,555 likes · 61 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :)
Moje główna strawa o każdej porze dnia! Połykam książki na co dzień: na śniadanie, na kolację, na deser. Czytam w każdej wolnej chwili – w dni powszednie oraz w weekendy. Od dziecka chorowałam na tę przypadłość. Pamiętam, jak oszukiwałam rodziców i próbowałam pod kołdrą czytać kolejną zdobycz z lokalnej miejskiej biblioteki, gdzie mnie bardzo dobrze znali. Pewnie już mieli dość małego natręta, który spędzał godziny pomiędzy półkami, wyszukując tam kolejne “skarby”. Polowanie na kolejnych książkowych przyjaciół nie przeszło mi mimo upływu lat. Wręcz nasiliło się, chociażby z racji tego, że cztery lata spędziłam pisząc doktorat na temat międzynarodowego handlu usługami i prowadziłam zajęcia ze studentami, co wymagało ode mnie “przerycia” wszystkich możliwych zakamarków biblioteki uniwersyteckiej oraz przestrzeni wirtualnej w poszukiwaniu materiałów naukowych. Z tamtego czasu pozostały mi wielkie kartony wydruków, kilkadziesiąt książek i skrzętnie posegregowane foldery na komputerze. Ostatnio natomiast sięgam po innego rodzaju literaturę – najczęściej po publikacje, które pozwalają mi zawartą w nich wiedzę zastosować od razu w praktyce. Nauczyłam się żyć w pewnego rodzaju nieładzie: książki ze mną śpią, kąpią się, wpadają pod nogi w korytarzu i salonie, spadają na głowę w pracowni, jeżdżą na wakacje i w biznesowe podróże, duszą się w torebce lub znajdują wygodniejsze niż moja przepastna torba, miejsce “na półce” w aplikacji iBooks na moim iPadzie. Część tytułów, które zamierzam przeczytać funkcjonuje na razie tylko w mojej głowie lub jako link zapisany w Evernote (aplikacja do robienia notatek: polecam zwłaszcza takim “zbieraczom” jak ja!), jako postanowienie rychłego ich zdobycia. Często wzdycham do którejś z nich: “na pewno Cię kiedyś dorwę!” lub “ach, kiedyś Cię przeczytam”. Najlepsze książki, które pomogły mi dokonać zmian w życiu Tak wiele czytam na co dzień, że aż trudno mi wybrać tylko siedem pozycji, ale po dokładnym przemyśleniu doszłam do wniosku, że mam niekwestionowanych faworytów, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Oto moja złota “siódemka” (kolejność nie ma znaczenia). Stephen R. Covey: “7 nawyków skutecznego działania” Mój ulubiony cytat: Cóż jest wart wysiłek związany z mozolnym wspinaniem się po szczeblach sukcesu, jeśli ma nas doprowadzić do konkluzji, że drabina była oparta o niewłaściwą ścianę? Ten cytat jest moim mottem, zarówno w życiu osobistym jak i w biznesie. Prowadzi mnie przez życie, a często gdy już opadam z sił, przypominam sobie, że przecież warto się wspinać, bo moja drabina stoi tam, gdzie powinna, czyli jest zgodna z moimi wartościami, zasadami i wizją życia. Przestawiałam ją przez wiele lat od ściany do ściany, ale właśnie dzięki takim książkom, jak dzieła Coveya, stopniowo odkryłam w jaki sposób tę ścianę odkrywać lub nawet samodzielnie ją zbudować. Stephen R. Covey stworzył wiele materiałów z zakresu przywództwa, zarządzania sobą i rozwoju osobistego – ale co najważniejsze dla mnie – całym swoim życiem dawał on przykład, w jaki sposób wcielać swoje teorie i modele w praktyce. Ta książka z pewnością nie jest łatwym poradnikiem do połknięcia w jedną noc. To kompleksowy program wprowadzania zmiany i docierania do najgłębiej ukrytych wartości oraz tworzenia misji swojego życia. To książka “na życie”, w której znajduje się wiele ćwiczeń, przykładów i zmuszających do refleksji przemyśleń z pogranicza filozofii, psychologii i biznesu. Podoba mi się, że człowiek jest tutaj traktowany holistycznie – jako istota, która posiada duchowość, emocje, ciało i umysł. Każda z tych potrzeb wymaga zaspokojenia, a ten, kto należycie dba o różne aspekty swego życia, może skutecznie działać. Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: PROAKTYWNOŚĆ: czyli zrozumienie, że warto działać w tzw. “sferze swojego wpływu”, czyli aktywnie kształtować to, na co mamy rzeczywisty wpływ. Dzięki nawykowi proaktywności tę sferę możemy także systematycznie poszerzać. Zrozumiałam, że nie warto “szarpać” się ze sprawami, które od nas nie zależą, a w zamian lepiej przekierować swoją energię na te obszary, w których możemy rzeczywiście coś zdziałać. Zaczęłam także codziennie się zastanawiać – przed podjęciem jakiegoś działania – czy dominuje u mnie postawa pasywna, czyli pogodzenie się z danym stanem rzeczy, na który mogłabym wpłynąć (a wiąże się z tym często narzekactwo oraz obwinianie innych i świata), czy proaktywna, czyli rozważenie na ile i gdzie mogę coś zmienić. Zauważyłam, że dzięki takiemu świadomemu podejściu, łatwiej odpuszczam różne rzeczy, rzadziej się zamartwiam i stałam się mniej krytyczna i narzekająca. Z drugiej strony widzę, jak małe kroki, które podejmuję na drodze do mojego celu potrafią zdziałać cuda i doceniam skupienie się na rozwiązaniu danego problemu zamiast na samym problemie. Oprócz tego stosuję na co dzień polecaną przez Coveya zasadę: ZACZYNAJ OD NAJWAŻNIEJSZYCH RZECZY (wykorzystuję jego matryce pomagającą zarządzać sprawami ważnymi i pilnymi), co powoduje, że codziennie jestem zadowolona ze swoich działań, bo to co dla mnie rzeczywiście istotne zostało wykonane, a nie padło ofiarą spraw pilnych, które wcale ważne nie są! A mój ulubiony cytat, który podałam wyżej, tak jak wspomniałam stał się moim mottem i prowadzi mnie zarówno w życiu, jak i biznesie. Metafory z drabiną używam tam, gdzie tylko mogę, tak bardzo mi ona odpowiada i jest zgodna z moją duszą. * A gdy mi się odechciewa wspinaczki, to uzupełniam go innym “drabinowym” cytatem: Szczebel drabiny nie był pomyślany jako coś, na czym można przysiąść i odpocząć, lecz jako podpora dla stopy, na tyle stabilna, by drugą stopę można było postawić wyżej. (Thomas Henry Huxley). Viktor E. Frankl: “Człowiek w poszukiwaniu sensu” Mój ulubiony cytat: W obozach koncentracyjnych, na tym żywym laboratorium i polu doświadczalnym, obserwowaliśmy i byliśmy świadkami tego, jak wielu z naszych towarzyszy zachowywało się jak świnie, podczas gdy inni postępowali niczym święci. Człowiek ma możliwość wyboru każdej z tych postaw; to, którą z nich urzeczywistni, zależy wyłącznie od jego osobistej decyzji, a nie od okoliczności. Dla mnie to – w dużym skrócie – książka o tym, że człowiek zawsze ma WYBÓR. Nawet w beznadziejnej sytuacji. I o tym, że najważniejsze jest poczucie SENSU, bo człowiek ma tak głębokie pragnienie poczucia sensu, że bez niego więdnie i ginie… Viktor R. Frankl był zarówno profesorem neurologii i psychiatrii, jak i więźniem obozów koncentracyjnych w czasie drugiej wojny światowej. W oparciu o swoje doświadczenia i wiedzę stworzył metodę zwaną logoterapią, u której podstaw leży przekonanie, że to właśnie poszukiwanie sensu jest główną motywacją w życiu człowieka (logos z greckiego oznacza sens). Zauważyłam, że do Frankla i logoterapii bardzo często odwołują się autorzy książki: “IKIGAI. Japoński sekret długiego i szczęśliwego życia” i wielu innych, w których są rozważania na temat szczęścia i dróg do niego prowadzących. Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: Świadomość, że zawsze mam WYBÓR, jak również nawyk skupienia się na przestrzeni pomiędzy bodźcem a reakcją. Innymi słowy, gdy coś się dzieje (bodziec), staram się chwilę wyczekać i właśnie wtedy wykorzystać moje prawo wyboru – zadziałać świadomie (reakcja), zareagować w najlepszy, zgodny ze mną sposób. Korzystam również w pewien zmodyfikowany sposób z “logodramy”, czyli metody pracy podczas której mój klient zastanawia się nad swoim życiem z dystansu, tak jakby leżał już na łożu śmierci. Bardzo podoba mi się idea koncentracji na poszukiwaniu sensu, życiu w zgodzie z własnym ideałami i wartościami i na przyszłości, gdyż jest ona bliska metodom pracy coachingowej. Często stosuję w mojej pracy pytania zmierzające właśnie do głębokiej refleksji i spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy, np. Za co byłbyś gotów umrzeć? Z czego będziesz dumny w wieku dziewięćdziesięciu lat? Wspomniany wyżej Covey również przywołuje Frankla, pisząc o tym, że każdy powinien brać życie w swoje ręce i być odpowiedzialnym za swoje decyzje. Covey proponuje ciekawe ćwiczenie, podobne do metod logodramy, w którym dana osoba powinna sobie wyobrazić własny pogrzeb i osoby z grona swoich najbliższych, które przemawiają podczas uroczystości pogrzebowej mówiąc o jej dokonaniach i charakterze. Julia Cameron: „Droga artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę” Mój ulubiony cytat: – Czy ty wiesz, ile ja będę mieć lat, zanim nauczę się grać na fortepianie (występować na scenie, malować, pisać przyzwoite sztuki)? – Wiem… Tyle samo, co wtedy, kiedy się nie nauczysz. Polecam tę książkę każdemu, kto coś w życiu tworzy: pisarzom, fotografom, blogerom, rękodzielnikom, malarzom, czy też programistom. To taki praktyczny zeszyt ćwiczeń wypełniony przykładami i konkretnymi poradami, jak również niesamowita inspiracja: zawiera dające do myślenia cytaty, przykłady z życia autorki i jej podopiecznych. Julia Cameron, to była żona Martina Scorsese, pisarka, reżyserka, scenarzystka, dziennikarka i kompozytorka, która od kilkunastu lat pomaga ludziom przełamać impas i zacząć na nowo tworzyć oraz pozbywać się ograniczeń, które sami na siebie nakładają. Swoje wykłady zebrała w dwunastotygodniowy kurs dla każdego, kto pragnie poczuć, że ma w życiu prawo wyboru, chce rozprawić się ze swoimi blokadami i realizować twórczą pasję. Podoba mi się, że kładzie ona także nacisk na systematyczność i pracowitość i to, że często czekamy na to aż przyjdzie “wena”, coś nas natchnie, że ciągle moment jest dla nas nieodpowiedni. Możemy tak czekać całe lata i tkwić w naszej niemocy. Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: PORANNE STRONY, czyli codzienne zapisywanie od razu po obudzeniu wszystkiego, co mi się nasunie na kilku stronach papieru. Pomaga mi to pozbyć się “zamulających”, negatywnych myśli, jak również rozprawić się z moim wewnętrznym krytykiem, który próbuje podkopać zasadność realizacji moich pomysłów i zniszczyć mój zapał! Zauważyłam również, jak bardzo wzrasta moja kreatywność! Wykonuję to ćwiczenie bardziej lub mniej systematycznie, ale staram się by wracać do niego, nawet po dłuższej nieobecności. Myślę, że wykonywanie ćwiczeń zaproponowanych przez autorkę pozwoliło mi również na DOCENIENIE TWÓRCY, który jest we mnie. Uważam, że każdy, kto coś tworzy jest Artystą. Sięgnęłam po tę książkę właśnie dlatego, że mój Artysta chciał wyjść ze swej jaskini i tworzyć na nowo… A teraz ciągle coś tworzę! Piszę artykuły, projektuję narzędzia pomagające w rozwoju osobistym, zawodowym i biznesowym moim klientom i czytelnikom oraz widzom, nagrywam filmiki i opracowuję i prowadzę kursy online oraz “w realu”. A w wolnej chwili piszę wiersze i opowiadania do szuflady! Narzędzia proponowane przez panią Cameron wykorzystałam np. podczas warsztatów dla artystów oraz w pracy indywidualnej z moimi klientami ze świata artystycznego. Chip Heath, Dan Heath: „Pstryk. Jak zmieniać, żeby zmienić„ Mój ulubiony cytat: Skończ z obsesją na temat porażek. Zamiast tego skup się na zbadaniu i skopiowaniu sukcesów. Książka, która mówi o słoniu (naszym racjonalnym systemie) i jeźdźcu (systemie emocjonalnym), którzy zgodnie drepczą po udeptanej ścieżce (środowisku, w którym funkcjonujemy). To konkretny podręcznik tłumaczący w prosty sposób, jak możemy stosunkowo bezboleśnie wprowadzać nawet trudne zmiany w życiu osobistym i zawodowym. Dzięki tej książce zrozumiesz, z jakiego powodu zarządzanie zmianą jest niełatwe i co możemy zrobić, by ten proces uskutecznić. Bardzo podoba mi się to, że w książce jest mnóstwo przykładów zazwyczaj opartych na badaniach, studia przypadków oraz zadania do samodzielnego wykonania. Jeżeli chcesz sprawdzić, o co chodzi – Jaki słoń? Jaki jeździec? I po co właściwie wydeptywać ścieżkę? – zapraszam do mojego artykułu o tym jak skutecznie przeprowadzić zmiany w życiu i pracy. Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: Skupienie się na WYSZUKIWANIU NAJBARDZIEJ UDANYCH DO TEJ PORY DZIAŁAŃ i budowanie na ich przykładzie modelu do zastosowania dla działań pozostałych. Zatem nie myślę już tylko o tym, dlaczego coś się zepsuło, ale skupiam moją uwagę na tym, co świetnie działa, z jakiego powodu i co z tego mogę skopiować. Ponadto dzięki tej książce jeszcze bardziej przesunęłam się w stronę szukania rozwiązania, a nie rozdrapywania i analizowania bez końca problemu. Zauważyłam też, że zaczęłam bardziej doceniać rolę OTOCZENIA we wprowadzaniu zmian przeze mnie lub moich klientów. Włączyłam jeszcze bardziej analizę uwarunkowań środowiskowych do analizy szans i ryzyka wprowadzanych zmian przeze mnie lub inne osoby/firmy. Greg McKeown: “Esencjalista” Mój ulubiony cytat: Świadomość celu prowadzi do sukcesu, lecz ten pociąga za sobą nowe szanse i możliwości. Brzmi to atrakcyjnie, ale pamiętaj, że nowe opcje rozpraszają nas, kuszą i odciągają od realizacji najważniejszych zamierzeń. Przestajemy wyraźnie widzieć cel i w końcu rozmieniamy się na drobne. Zamiast dawać z siebie wszystko w najważniejszych sprawach, robimy milimetrowe postępy w milionie kierunków. Sukces staje się katalizatorem porażki. Główne przesłanie tej książki to; “nie można mieć wszystkiego i robić wszystkiego”, zatem należy sobie uświadomić, że każdy staje przed koniecznością wyboru. Wybór ten jest o tyle trudny, że jesteśmy otoczeni przez ogrom trywialnych i nieważnych rzeczy oraz spraw, a wyłuskanie z nich tego, co jest “esencją”, czyli czymś najważniejszym wymaga rozważania wielu opcji i zastosowania ostrych kryteriów. Książka, która spowoduje, że zechcesz być “esencjalistą”, czyli kimś, kto działa efektywnie i żyje szczęśliwie, ponieważ potrafi wybierać to, co najistotniejsze i rezygnować z tych działań, które oddalają go od zamierzonego celu. Taki człowiek potrafi skupić się w życiu na tym, co przynosi najlepsze efekty i mistrzowsko rozgonić wszelkie rozpraszacze! Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: REZYGNACJA Z RZECZY, KLIENTÓW i PROJEKTÓW, czyli zaprzestanie rozmieniania się na drobne! Kiedyś było by mi trudno rezygnować z nowych okazji zawodowych, propozycji biznesowych, możliwości szkoleniowych, klientów i spotkań w sferze prywatnej. Z biegiem czasu coraz sprawniej redukuję to, co niepotrzebne i skupiam energię na tym, co dla mnie istotne. Redukuję i upraszczam w kilku obszarach: rzeczy materialne (opróżniona szafa, wyrzucone lub oddane “graty”, “kurzołapacze” i ubrania), projekty biznesowe (pożegnałam się z mało dochodowymi lub nudnymi projektami; zrezygnowałam także z części dochodowych, ale bardzo czasochłonnych), klienci (pracuję tylko z tymi, którzy odpowiadają profilowi mojego idealnego klienta) i głowa (wyrzucam nadmiar informacji, używam aplikacji oraz notatnika, jako podręcznego kosza do przechowywania tymczasowych informacji, które potem skrupulatnie analizuję i wyrzucam, przenoszę do szufladek “zrobię w wolnym czasie” lub “zaczynam od…”). Skupiam energię na sferach, które są dla mnie naprawdę najistotniejsze: rodzina, relacje z przyjaciółmi, czas wolny, podróże, rozwój osobisty i zawodowy. Rozumiem także (zresztą chyba już od zawsze intuicyjnie tak działałam), że czasami trzeba “przycisnąć” i spiąć cztery litery, by czegoś dokonać, ponieważ zawsze coś odbywa się kosztem czegoś innego, ale potem spokojnie można wrócić do swojej codzienności. Dla mnie dzięki tej książce zarządzanie sobą i swoimi zadaniami stało się tak naprawdę sztuką rezygnacji i koncentrowania swojej energii tam, gdzie to potrzebne. Świetnym uzupełnieniem tego podejścia jest książka “Jedna rzecz” autorstwa Garego Kellera i Jaya Papasana, o której możesz przeczytać w moim artykule: “Jak skutecznie działać? JEDNA rzecz, którą możesz zrobić, by wszystko się zmieniło na lepsze!”, do lektury którego serdecznie Cię zapraszam. Simon Sinek: „Zaczynaj od DLACZEGO. Jak wielcy liderzy inspirują innych do działania” Mój ulubiony cytat: Fałszywym jest założenie, że to, co odróżnia nas od innych, tkwi w tym, CO i JAK robimy. Proste oferowanie produktu wyższej jakości, z większą liczbą funkcji, z lepszą obsługą lub w lepszej cenie wcale nas nie wyróżnia. Takie postępowanie nie gwarantuje sukcesu. Istotne zróżnicowanie zachodzi w tym, co decyduje, DLACZEGO i JAK coś robimy. Książka o tym, z jakiego powodu niektóre firmy i ludzie odnoszą sukcesy, gdy inni, wydawałoby się, działają podobnie i posiadają podobny zestaw umiejętności, czy też podobne produkty (w przypadku firm), a mimo tego ponoszą porażki lub pozostają przeciętni. Autor odpowiada, że należy odpowiedzieć sobie, przed podjęciem działania na najważniejsze pytanie: DLACZEGO? To umożliwi dotarcie do głęboko położonych pokładów motywacji, powodów, systemu przekonań, które sprawiają, że dany człowiek lub biznes działa w ten a nie inny sposób (sposób działania to odpowiedź na pytanie JAK?) i wytwarza dany rodzaj produktu lub usługi, używa danego rodzaju komunikacji, zatrudnia pewien rodzaj ludzi (odpowiedź na pytanie CO?). Nasze DLACZEGO, JAK I CO muszą być ze sobą spójne! Dobrym przykładem jest tutaj firma Apple, która mistrzowsko połączyła te trzy elementy. Jeżeli człowiek pragnie coś osiągnąć i nie zna swego DLACZEGO, to łatwiej popadnie w zniechęcenie i się podda. Sinek przytacza tutaj bardzo dobry przykład – sukces twórców samolotu, braci Wright, którzy po wielu próbach osiągnęli cel, bo bardzo dobrze zdefiniowali swoje DLACZEGO i niestrudzenie parli do przodu. Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: Zadaję sobie pytanie: “CO JEST MOIM DLACZEGO?” we wszystkich sferach życia. Pytam siebie o to w sytuacji podejmowania decyzji, wprowadzania jakiejś zmiany w życiu prywatnym lub zawodowym. Jeżeli chodzi o mobilizację do działania, to sięgając bardzo głęboko do swego wnętrza, znając wizję swojego życia, łatwiej mi ją ukonkretnić w formie misji, a potem wyznaczenia celów. Wydaje mi się, że takie podejście wymaga wiele odwagi, by skonfrontować się samemu ze sobą, a potem odkrywać swoje dlaczego w życiu, biznesie i pracy, a na końcu działać z nim w zgodzie oraz pokazywać je światu. Stworzyłam darmowy ebook – zeszyt ćwiczeń, który może Cię wesprzeć w Twojej drodze do okrywania Twojego dlaczego. Pobierz go, jeśli masz ochotę odpowiedzieć szczerze na kilka ważnych pytań i stworzyć odważnie Twoją życiową i zawodową wizję! Neil Fiore: Nawyk samodyscypliny. Zaprogramuj wewnętrznego stróża Mój ulubiony cytat: „Odkładanie życia” to najbardziej dramatyczna forma odkładania działania, w jaką możemy się zaangażować. Nie tylko powstrzymuje nas przed kończeniem rzeczywiście ważnych w życiu zadań, ale także powoduje zmniejszenie naszego szacunku do siebie, sprawiając, że stale stosujemy destrukcyjne metody opóźniania działania, takie jak objadanie się, zbyt częste oglądanie telewizji oraz inwestowanie czasu i pieniędzy w kolejne hobby i plany, w które angażujemy się połowicznie i które szybko porzucamy. Książka, do której podchodziłam jak do jeża, ponieważ odstraszał mnie tytuł. Myślałam, że będzie jakąś serią złotych porad, które spowodują, że “będę chodzić jak w zegarku” i będę MEGA zdyscyplinowana niczym robot wykonując kolejne zadania. Nic z tego! To książka o tym, by naprawdę ŻYĆ i naszego życia nie odkładać. Znajdziesz tutaj oczywiście rozmaite porady i konkretne techniki, ale także bardzo ważne przesłanie na temat tego, że należy pozbyć się poczucia winy z tego powodu, że odpoczywamy i poświęcamy czas rozrywce. Autor wręcz zachęca, by planować najpierw ją, a dopiero potem pracę! Nasz stróż ma nas strzec i ochraniać, dbać o to byśmy mieli szacunek do siebie i czas na pracę i rozrywkę, a nie pilnować i zaganiać do roboty batem. Najważniejsza rzecz, którą wcieliłam w życie: Codzienny RACHUNEK SUMIENIA, CZY NA PEWNO “NIE ODKŁADAM ŻYCIA”. Zastanawiam się codziennie, czy to co robię, na pewno jest spójne z moimi celami i wartościami oraz czy wpisuje się wizję mojego życia. Próbuję się również szybko przyłapywać na tym, czy nie odkładam działania w sprawach dla mnie istotnych oraz na ile w pełni angażuję się w moje projekty (a jeżeli nie, to czy czasami nie warto z nich zrezygnować). Wieczorem zadaję sobie serię pytań dotyczących tego, czego się danego dnia nauczyłam, co się nie powiodło i co można ulepszyć, czy na pewno ten dzień przybliżył mnie do realizacji spraw naprawdę WAŻNYCH w moim życiu. Pytam również siebie, z jakiego powodu ten dzień był dobry i co mogę zrobić, by kolejne były jeszcze lepsze. Zatem rano zapisuję kilka stron notatek, wspomnianych przeze mnie wyżej, a polecanych przez Julię Cameron w książce “Droga Artysty”, zaś wieczorem “czyszczę głowę” dokonując refleksji dotyczących minionego dnia. I jeszcze jedna sprawa! Każdy rok zaczynam planować od wakacji, a każdy tydzień od przerw na wypoczynek i weekendy. Uzupełniam przerwy pomiędzy wypoczynkiem pracą i… naprawdę DZIAŁA! Jakość mojego życia oraz efektywność wzrosła. Podzieliłam się z Tobą moimi skarbami – książkami, do których wracam, dzięki którym zmieniłam moją postawę, zlikwidowałam krzywdzące mnie przekonania oraz zaczęłam skuteczniej działać i żyć tak, by mieć czas na to, co w moim życiu najważniejsze! Było mi trudno wyselekcjonować tylko siedem najważniejszych dla mnie książek, ale w końcu się udało! Będę szczęśliwa, jeśli podzielisz się ze mną Twoimi skarbami! Po jaką książkę warto sięgnąć i z jakiego powodu? Jakie porady, czy też narzędzia w niej zawarte stosujesz w praktyce? Do jakiego działania lub zmiany w życiu zainspirowała Cię ta lektura?
Wpływ koronawirusa na codzienne życie. Jak Polacy oceniają skutki pandemii? 29 proc. Polaków ocenia, że rozwój e-usług to pozytywny skutek pandemii – wynika z badania dla Rejestru Dłużników BIG InforMonitor. Respondenci dostrzegający więcej negatywnych następstw najczęściej wskazywali na problemy z dostępem do lekarzy i usług
Książka dotyka w pierwszym rzędzie pewnego tabu społecznego, jakim są mniejszości seksualne. Nie jest pierwszą, który to czyni (odpowiednie przywołania znajdują się wewnątrz książki), ale wydaje się, że takie głosy/teksty wciąż są zbyt rzadkie, egzotyczne i dlatego potrzebne. Nie znaczy to, że wszystkie zamieszczone tu wypowiedzi w jakiś bardzo wyraźny sposób do tego wątku się odnoszą, niemniej taki jest ich dominujący tenor. W tym sensie jest to projekt polityczny. Chodzi bowiem nie tylko o to, aby zajmować się tymi zagadnieniami na poziomie akademickim, ale aby oswoić szeroką publiczność i władzę z językiem, problemami i pojęciami, o których tradycyjnie rozmawiało się tylko za szczelnie zamkniętymi drzwiami lekarza, jeżeli w ogóle. Sytuacja kulturowa i cywilizacyjna, w jakiej jesteśmy, sprawia, że o problemach seksualności rozmawia się już przy rodzinnym stole lub w kręgu przyjaciół, ale wciąż nie jest to język, który nie byłby nacechowany zawstydzeniem, tajemnicą mniej czy bardziej wyraźną restrykcją. Tymczasem chodzi o to, że ludzie są różni, rozmaicie też pragną zaspokajać swoje potrzeby cielesne, w tym seksualne, stosowanie wobec tego rodzaju pragnień dominującej w polskim społeczeństwie etyki kościoła rzymsko-katolickiego – który od ojców Kościoła poczynając ciało lekceważy i nie akceptuje jego potrzeb (przynajmniej jeśli idzie o oficjalne nauczanie) – jest drastycznym anachronizmem. Rzeczywistość polska zmieniła się w ostatnich latach w różnych zakresach, w tym także jeśli idzie o problematykę ciała i jego potrzeb, wciąż jednak dotyczy to wąskiego zakresu spraw i ograniczonego w sumie kręgu osób. W szerokiej, a zwłaszcza prowincjonalnej Polsce sprawy płci nadal traktowane są wstydliwie i za zasłoniętymi firankami, nie mówi się o nich uczciwie w szkole i nie mówi się w rodzinach, a więc w miejscach, które w sensie określonej polityki edukacyjnej mają najwięcej do zrobienia. Piszemy wprawdzie teksty na te tematy, organizujemy konferencje naukowe, prowadzimy seminaria uniwersyteckie, ale problematyka ciała, płci, seksualności ludzkiej, rozrodczości i rozkoszy płciowej, jej dostępności i dystrybucji (w krajach cywilizacyjnie wyżej niż Polska stojących stosowne instytucje troszczą się np. o potrzeby seksualne osób niepełnosprawnych, których pragnienia sięgają dalej niż tylko gładkie podjazdy i windy!) wciąż są zagadnieniem, które nie znalazło swojego szczęśliwego rozwiązania. Co dopiero, gdy dotyczy to osób homoseksualnych, które tak samo jak przed stu laty stanowią nieakceptowaną, choć już może nie penalizowaną instytucjonalnie mniejszość, muszą ukrywać swoje upodobania, nie mogą pojawiać się bez lęku i szoku w przestrzeni publicznej. Zdarzały się w ostatnich latach spektakularne coming out-y tzw. osób publicznych, które stają się natychmiast żerem dla pism kolorowych, co wprawdzie dobrze robi im samym (osobom i pismom), ale wątpliwe, czy całemu ruchowi, bo nie wydaje się, aby podobne akty zmieniały ogólne nastawienie społeczeństwa do tej kwestii. Są to wystąpienia niejako z innego poziomu, TAM (tj. w telewizji) wszystko uchodzi, ale TU, miedzy nami, w „normalnym” społeczeństwie wiemy, co jest właściwe. W gruncie rzeczy sprawy ciała, płci i seksualności muszą być nadal ukrywane i spełniane w głębokiej tajemnicy, gdyż jako społeczeństwo nie jesteśmy skłonni do ich akceptacji, a powołane do tego instytucje utrwalają ten stan rzeczy zamiast go po nowemu kształtować. Nie chodzi, rzecz jasna, o publiczne ekscesy i nawet nie o gay pride parades, tylko o codzienne życie, o stosowne regulacje prawne, o swobodę wspólnego zamieszkiwania, o możliwość ekspresji emocjonalnej, o proste gesty przyjaźni i miłości, które pary homoseksualne wykonują podobnie, jak heteroseksualne. Przykro jest czytać tekst Boya-Żeleńskiego pt. Literatura „mniejszości seksualnych” (z 1930 roku!)1, gdzie odnajdujemy ten sam niemal, co dzisiaj, zestaw i poziom lęków i ten sam opis sytuacji. Weźmy taki cytat: „Jeżeli chcemy zrozumieć stan duszy prawdziwego (bo są i fałszywi) homoseksualisty, porównajmy go ze stanem duszy normalnego obywatela, któremu miłość do kobiety groziłaby ciężkimi karami i który musiałby się kryć z najniewinniejszymi uczuciami, niepewny, czy nie czyhają nań szantaż i denuncjacja” (s. 351). Dziś nie ma kar instytucjonalnych, ale te społeczne są równie dotkliwe, nieprzejednany stosunek pewnych ludzi wynikający głównie z braku wiedzy (to nie choroba, która da się wyleczyć!), tolerancji (brak akceptacji dla inności, nie tylko w tym zakresie) i z powodów światopoglądowych (zauważalny jest wciąż niezwykle silny wpływ Kościoła katolickiego!) jest równie wielki, widać to bardzo dobrze na forach internetowych itp. „Niewinni w duszy, a gnieceni brzemieniem hańby społecznej, wciąż pod grozą jakiejś katastrofy, wciąż z niezaspokojonym głodem serca, ukrywający wstydliwie swoje życie – oto los!” (352). Boy zwraca szczególną uwagę na literackie obrazy tych związków, w których wyrażają się proste w istocie pragnienia: „Większa tu jest ilość odcieni między miłością a przyjaźnią, większa rola powinowactwa duchowego, większa możliwość dzielenia zajęć, upodobań, lektury, zainteresowań” (353). Pisze o tym bardzo dobitnie w swoich dziennikach Jarosław Iwaszkiewicz (por. tekst Grzegorza Piotrowskiego), który rozumiał miłość homoseksualną jako wspólnotę mężczyzn (w jego przypadku), opartą przede wszystkim na porozumieniu duchowym, na wspólnocie emocji i wrażliwości estetycznej. Opinie: Wystaw opinię Ten produkt nie ma jeszcze opinii Koszty dostawy: Kurier Fedex zł brutto Odbiór osobisty zł brutto Kurier DPD zł brutto Paczkomaty InPost zł brutto Orlen Paczka zł brutto Kurier InPost zł brutto Kod producenta: 978-83-7151-820-1 Książka dotyka w pierwszym rzędzie pewnego tabu społecznego, jakim są mniejszości seksualne. Nie jest pierwszą, który to czyni (odpowiednie przywołania znajdują się wewnątrz książki), ale wydaje się, że takie głosy/teksty wciąż są zbyt rzadkie, egzotyczne i dlatego potrzebne. Nie znaczy to, że wszystkie zamieszczone tu wypowiedzi w jakiś bardzo wyraźny sposób do tego wątku się odnoszą, niemniej taki jest ich dominujący tenor. W tym sensie jest to projekt polityczny. Chodzi bowiem nie tylko o to, aby zajmować się tymi zagadnieniami na poziomie akademickim, ale aby oswoić szeroką publiczność i władzę z językiem, problemami i pojęciami, o których tradycyjnie rozmawiało się tylko za szczelnie zamkniętymi drzwiami lekarza, jeżeli w ogóle. Sytuacja kulturowa i cywilizacyjna, w jakiej jesteśmy, sprawia, że o problemach seksualności rozmawia się już przy rodzinnym stole lub w kręgu przyjaciół, ale wciąż nie jest to język, który nie byłby nacechowany zawstydzeniem, tajemnicą mniej czy bardziej wyraźną restrykcją. Tymczasem chodzi o to, że ludzie są różni, rozmaicie też pragną zaspokajać swoje potrzeby cielesne, w tym seksualne, stosowanie wobec tego rodzaju pragnień dominującej w polskim społeczeństwie etyki kościoła rzymsko-katolickiego – który od ojców Kościoła poczynając ciało lekceważy i nie akceptuje jego potrzeb (przynajmniej jeśli idzie o oficjalne nauczanie) – jest drastycznym anachronizmem. Rzeczywistość polska zmieniła się w ostatnich latach w różnych zakresach, w tym także jeśli idzie o problematykę ciała i jego potrzeb, wciąż jednak dotyczy to wąskiego zakresu spraw i ograniczonego w sumie kręgu osób. W szerokiej, a zwłaszcza prowincjonalnej Polsce sprawy płci nadal traktowane są wstydliwie i za zasłoniętymi firankami, nie mówi się o nich uczciwie w szkole i nie mówi się w rodzinach, a więc w miejscach, które w sensie określonej polityki edukacyjnej mają najwięcej do zrobienia. Piszemy wprawdzie teksty na te tematy, organizujemy konferencje naukowe, prowadzimy seminaria uniwersyteckie, ale problematyka ciała, płci, seksualności ludzkiej, rozrodczości i rozkoszy płciowej, jej dostępności i dystrybucji (w krajach cywilizacyjnie wyżej niż Polska stojących stosowne instytucje troszczą się np. o potrzeby seksualne osób niepełnosprawnych, których pragnienia sięgają dalej niż tylko gładkie podjazdy i windy!) wciąż są zagadnieniem, które nie znalazło swojego szczęśliwego rozwiązania. Co dopiero, gdy dotyczy to osób homoseksualnych, które tak samo jak przed stu laty stanowią nieakceptowaną, choć już może nie penalizowaną instytucjonalnie mniejszość, muszą ukrywać swoje upodobania, nie mogą pojawiać się bez lęku i szoku w przestrzeni publicznej. Zdarzały się w ostatnich latach spektakularne coming out-y tzw. osób publicznych, które stają się natychmiast żerem dla pism kolorowych, co wprawdzie dobrze robi im samym (osobom i pismom), ale wątpliwe, czy całemu ruchowi, bo nie wydaje się, aby podobne akty zmieniały ogólne nastawienie społeczeństwa do tej kwestii. Są to wystąpienia niejako z innego poziomu, TAM (tj. w telewizji) wszystko uchodzi, ale TU, miedzy nami, w „normalnym” społeczeństwie wiemy, co jest właściwe. W gruncie rzeczy sprawy ciała, płci i seksualności muszą być nadal ukrywane i spełniane w głębokiej tajemnicy, gdyż jako społeczeństwo nie jesteśmy skłonni do ich akceptacji, a powołane do tego instytucje utrwalają ten stan rzeczy zamiast go po nowemu kształtować. Nie chodzi, rzecz jasna, o publiczne ekscesy i nawet nie o gay pride parades, tylko o codzienne życie, o stosowne regulacje prawne, o swobodę wspólnego zamieszkiwania, o możliwość ekspresji emocjonalnej, o proste gesty przyjaźni i miłości, które pary homoseksualne wykonują podobnie, jak heteroseksualne. Przykro jest czytać tekst Boya-Żeleńskiego pt. Literatura „mniejszości seksualnych” (z 1930 roku!)1, gdzie odnajdujemy ten sam niemal, co dzisiaj, zestaw i poziom lęków i ten sam opis sytuacji. Weźmy taki cytat: „Jeżeli chcemy zrozumieć stan duszy prawdziwego (bo są i fałszywi) homoseksualisty, porównajmy go ze stanem duszy normalnego obywatela, któremu miłość do kobiety groziłaby ciężkimi karami i który musiałby się kryć z najniewinniejszymi uczuciami, niepewny, czy nie czyhają nań szantaż i denuncjacja” (s. 351). Dziś nie ma kar instytucjonalnych, ale te społeczne są równie dotkliwe, nieprzejednany stosunek pewnych ludzi wynikający głównie z braku wiedzy (to nie choroba, która da się wyleczyć!), tolerancji (brak akceptacji dla inności, nie tylko w tym zakresie) i z powodów światopoglądowych (zauważalny jest wciąż niezwykle silny wpływ Kościoła katolickiego!) jest równie wielki, widać to bardzo dobrze na forach internetowych itp. „Niewinni w duszy, a gnieceni brzemieniem hańby społecznej, wciąż pod grozą jakiejś katastrofy, wciąż z niezaspokojonym głodem serca, ukrywający wstydliwie swoje życie – oto los!” (352). Boy zwraca szczególną uwagę na literackie obrazy tych związków, w których wyrażają się proste w istocie pragnienia: „Większa tu jest ilość odcieni między miłością a przyjaźnią, większa rola powinowactwa duchowego, większa możliwość dzielenia zajęć, upodobań, lektury, zainteresowań” (353). Pisze o tym bardzo dobitnie w swoich dziennikach Jarosław Iwaszkiewicz (por. tekst Grzegorza Piotrowskiego), który rozumiał miłość homoseksualną jako wspólnotę mężczyzn (w jego przypadku), opartą przede wszystkim na porozumieniu duchowym, na wspólnocie emocji i wrażliwości estetycznej. TytułLektury płci. Polskie (kon)teksty Językpolski WydawnictwoElipsa Dom Wydawniczy ISBN978-83-7151-820-1 Rok wydania2021 Warszawa Wydanie1 Liczba stron464 Formatpdf -10% „Jonasz w brzuchu wieloryba”. Czesław Miłosz wobec nowoczesności Starotestamentowa opowieść o proroku Jonaszu połkniętym przez morskiego potwora, do której Czesław Miłosz nawiązywał w Ziemi Ulro, doskonale obrazuje problematyczność jego własnej sytuacji poznawczej – aktywnego uczestnika dziejów nowoczesnych, a zarazem ich świadka czy sędziego. Miłosz to poeta nieustannie skoncentrowany na tym, by wypowiedzieć, nazwać i poddać analizie swe egzystencjalne uwikłanie w nowoczesność, w której na co dzień żyje, która go otacza, a nawet w pewnym sensie atakuje i prowokuje. Problematyka nowoczesności, choć tak różnorodna, wieloznaczna i pełna aporii, zajmuje więc stałe miejsce w światopoglądzie noblisty. Autorka prezentowanej monografii, przyjmując za punkt wyjścia swych analiz szerokie rozumienie kategorii nowoczesności jako formacji kulturowej o określonym zapleczu filozoficzno-światopoglądowo-cywilizacyjnym, stara się ukazać, jak ewokowana przez nią problematyka została sfunkcjonalizowana w egzystencjalnym doświadczeniu noblisty, jak się przejawia i jaki ma status w jego refleksji nad wiekiem XX. Poszczególne rozdziały, oświetlając skomplikowaną relację między światopoglądem noblisty a doświadczaną przezeń współczesnością, odtwarzają wewnętrzną dynamikę krystalizowania się Miłosza refleksji nad nowoczesnością. Są próbą zrekonstruowania właściwego poecie rozumienia nowoczesności poprzez wskazanie najistotniejszych rejestrów problemowych, oryginalnie przezeń aktualizowanych i przekształcanych na gruncie literatury. Ukrytym tłem wszystkich zabiegów interpretacyjnych pozostaje dla autorki pytanie o to, czy można wskazać stałe prawidłowości, które każdorazowo projektują i strukturalizują przebieg samookreśleń Miłosza wobec nowoczesnej epoki na poszczególnych etapach jego artystycznej biografii. A jeśli tak, to czy można widzieć w nich przesłankę jedności jego światopoglądu? I wreszcie – jak wyjaśnić epistemologiczny paradoks „bycia Miłoszem”, czyli nie tylko podmiotem zanurzonym w nowoczesnym uniwersum, lecz także twórcą konstruującym własne narzędzia do opisywania oraz diagnozowania swojej epoki, tj. wykorzystującym problematykę nowoczesności jako matrycę rozumienia siebie i świata. -10% „Romanica Silesiana” 2017, No 12: Le père / The Father Powiedzieć, że ojciec nowoczesny, przynajmniej od czasów Freuda, jest problemem politycznym, który dotyczy nas wszystkich, to z pewnością nie powiedzieć nic nowego. Ojciec i jego imię, jego władza i waga. Ojciec i jego reprezentacje, jego braki i wybrakowania. Ojciec i nasze rewolty, nasze oczekiwania i pragnienia. Ojciec symboliczny, ojciec fantazmatyczny i dany ojciec – z krwi i kości. Wreszcie obecność ojca: nieredukowalna, potężna i niekwestionowalna; zarówno dla tych, które i którzy jej doświadczyli, jak i dla tych, którym była obca. Wszystko to jest znane. Warto jednak przyjrzeć się bliżej warunkom, w których te rozpoznane już problemy pojawiają się na nowo, aby lepiej odpowiedzieć na powracające widmo ojca i przewidzieć związane z jego nadejściem wydarzenia. -10% „Scripta Classica" 2017. Vol. 14 Praca jest zbiorem kilku artykułów dotyczących historii kultury i tradycji starożytnej Grecji i Rzymu, skierowaną do szerokiego grona czytelników zainteresowanych antyczną tematyką. Obok przekładów tekstów antycznych, które do tej pory nie były wydawane w języku polskim (fragmenty Punica Syliusza Italika i Adversus Nationes Arnobiusza, diatryba Animine an corporis affectiones sint peiores Plutarcha z Cheronei oraz utwór De concubitus Martis et Veneris autorstwa Repozjanusa ), czytelnik może sięgnąć po artykuły omawiające rolę snów w starożytności, ideę oszustwa w historiografii rzymskiej czy poznać uwagi dotyczące Priapa w powieści graficznej Nikolasa Presla. W pracy opublikowane zostało sprawozdanie z organizowanego w dniach 14-16 września 2017 r. CVII Walnego Zjazdu Polskiego Towarzystwa Filologicznego, w ramach którego zorganizowana została konferencja Antyczne Techniki Perswazyjne. -9% 20 lat literatury polskiej 1989–2009. Cz. 1: Życie literackie po roku 1989 Zapis wystąpień z ogólnopolskiej konferencji naukowej Życie literackie po roku 1989, zorganizowanej przez Uniwersytet Śląski w listopadzie 2007 roku. Katowickie spotkanie otwarło cykl konferencji o wspólnej nazwie: Dwadzieścia lat literatury polskiej 1989–2009, współtworzony przez ośrodki akademickie w Szczecinie i Poznaniu. Zgromadzone w tomie artykuły cechuje wysoka różnorodność problemowa. Publikacja rozpoczyna się od pytań o sposób pojmowania natury i charakteru rzeczywistości w literaturze współczesnej. Dalej uwaga autorów koncentruje się wokół tematu autorytetu i literackiego mistrzostwa. Rozważania nad typologią postaw nestorów krytyki literackiej i dociekania metakrytyczne ustępują miejsca omówieniu fenomenu dwutygodnika „Nowy Nurt” i próbie reinterpretacji przełomu, jaki dokonał się w poezji polskiej po roku 1989. Dalszą część wypełnia polemika z wąskim rozumieniem politycznego wymiaru literatury oraz rekonstrukcja znaczeń i użyć kategorii „młodość” i „starość’ w odniesieniu do twórców kręgu „bruLionu”, której towarzyszy ciekawość o zmiany światoodczucia zarówno samych „bruLionowców”, jak i lirycznych bohaterów ich wierszy. Kolejne z tekstów poruszają problem komizmu w literaturze oraz związków kultury masowej i poezji po przełomie. Tom zamyka analiza sporu poetów młodego pokolenia – Dehnela i Kapeli, wskazująca na konfrontację sposobów poezjowania. -11% Ab inferis ad rostra. Przywoływanie zmarłych w retoryce rzymskiej okresu republikańskiego Ilekroć sprzyjały temu okoliczności danego wystąpienia publicznego, rzymski mówca tymczasowo przywracał zmarłych do życia. Zakładając maskę osoby nieżyjącej, mógł zdystansować swoją wypowiedź od własnej osoby, a jednocześnie nadać jej uroczysty i podniosły ton. Ze studiów nad strategiami retorycznymi Cycerona płynie często wniosek, że sztuka perswazji jest czymś uniwersalnym – nie zmieniły się chwyty, które stosujemy, aby kogoś przekonać, tylko czasy i obyczaje. Zagadnienie podjęte w niniejszej monografii dobrze ilustruje zwłaszcza tę dziejową przepaść. Zastanawiając się nad praktyką symbolicznego przywoływania zmarłych, uświadamiamy sobie, jak dalece idącym przemianom uległa mentalność ludzi należących do cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Rzymskie wyobrażenia na temat duchów przepełnione są zabobonnym lękiem; magia i „nekromancja” nie należą wyłącznie do świata fikcji – związane z nimi zagrożenia i korzyści wydają się całkiem realne. Wreszcie, w jakim innym miejscu i czasie równie skuteczne okazałoby się odgrywanie na mównicy roli osoby nieżyjącej, jeśli nie tam, gdzie zmarli regularnie przemierzali ulice miasta? W trakcie procesji pogrzebowych członków elity senatorskiej aktorzy zakładali bowiem maski przodków, naśladując ich sposób zachowania i mówienia. Książka ta, choć jest monografią pewnej specyficznej figury retorycznej, nigdy nie traci z pola widzenia tych czynników kulturowych, które nie były z krasomówstwem bezpośrednio związane, ale wywierały na nie przemożny wpływ. -14% Antologia tekstów Katedry Technologii Informacyjnych Mediów. Tom 3 Tom 38. serii "Media początku XXI wieku". Rozwój technologii informacyjnych zwiększył znacznie możliwości badawcze i innowacyjne w zakresie Nauk o Mediach. Zaowocowały one osiągnięciami w zakresie cyfryzacji, komunikacji i mediów. Dostęp do przekazu medialnego na szeroką skalę, niezależnie od czasu i miejsca, wpłynął na zaangażowanie młodych ludzi w zgłębianie tajników nowych mediów. Wiąże się to również z zapotrzebowaniem rynku pracy na kompetencje specjalistów w tej dziedzinie. Zasadność konwergencji technologii informacyjnych i mediów spowodowała powołanie kierunku studiów – Logistyka Mediów na Wydziale Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego. Studenci tego kierunku rozwijają swoją wiedzę i umiejętności w zakresie zastosowania nowoczesnych technologii w mediach, praktycznego ich wykorzystania, a także zarządzania przedsiębiorstwami medialnymi. Zwieńczeniem studiów są prace dyplomowe. Dokumentują one obszar zainteresowań absolwentów, ich dociekliwość badawczą oraz umiejętności pisarskie. Ogólnie – dorosłość zawodową. Niniejsza publikacja stanowi zbiór, wybranych spośród najlepszych prac dyplomowych, które powstały na Logistyce w roku akademickim 2015/2016. Opiekę merytoryczną nad pracami licencjackimi pełnili pracownicy Katedry Technologii Informacyjnych Mediów oraz współpracownicy. Zaprezentowane prace to efekt odbytych seminariów dyplomowych, dyskusji, sporów, wymiany doświadczeń. Cechuje je merytoryczny język, właściwy układ, odpowiednio sformułowana hipoteza, która została potwierdzona za pomocą dopracowanej metodologii. Wykorzystana literatura, zarówno polska jak i obcojęzyczna, dobrana przez Autorów prac, jest aktualna oraz zgodna z prezentowanymi tematami. Przypisy oraz spisy form graficznych użyte w tekstach publikacji są odpowiednie do poziomu prac. Zawarte w niniejszej publikacji opracowania zawierają wartościowe i aktualne informacje niezbędne każdemu studentowi Logistyki. Ponadto stanowią przykłady prac dyplomowych. Z Wprowadzenia
Dowcipy, które odmieniły codzienne życie Polaków.९,९१६ आवडी.Dowcipy, które odmieniły codzienne życie Polaków
Dwudziestolecie międzywojenne Kategoria: Dwudziestolecie międzywojenne Data publikacji: Jedni mówili o tym bez wstydu, chociaż zawstydzić ich próbowano. Inni czuli się Żydami i Polakami w równym stopniu. Byli też tacy, którzy przez całe życie woleli o tym nie wspominać. Dzisiaj wszystkich ich mamy za Polaków z krwi i kości. Czy domyślasz się, kogo umieściliśmy na tej liście? 1. Jan Kiepura. Żydowski tenor, który zbeształ Göringa Miriam Neuman do Sosnowca przyjechała jako nastolatka (wraz z rodzicami ze wsi pod Radomskiem). Szybko poznała piekarza Franciszka Kiepurę i, chcąc zań wyjść, zdecydowała się na chrzest. Grała na skrzypcach i niewykluczone, że muzyczny talent syn Jan odziedziczył po niej (choć biograf pisze także o wpływie bardzo muzykalnej babki od strony Kiepurów). W szkole jego czysty i donośny śpiew rozlegał się wszędzie – jeden z gimnazjalnych kolegów wspominał arię „La donna è mobile”, wyśpiewywaną w toalecie, gdzie chodziło się na papierosa. Takie były początki światowej sławy artysty. Ale zanim Jan Kiepura zawędrował na deski wiedeńskiej Staatsoper, mediolańskiej La Scali i Metropolitan Opera w Nowym Jorku, musiał wyjechać z Sosnowca do Warszawy. A to stało się podobno pod wpływem poczciwego skrzypka, izraelity Lejbowicza, o czym Kiepura opowiedział miesięcznikowi „Muzyka” w 1936 roku, będąc u szczytu kariery. Niewykluczone, że swój wielki muzyczny talent Jan Kiepura odziedziczył po matce (źródło: domena publiczna). Lejbowicz, który słyszał improwizowane domowe śpiewy młodego Kiepury, któregoś razu powiedział mu: Jak Pana Boga kocham, to pan Jan ma ogromny talent. I opowiedział mu o Operze Warszawskiej i znanych profesorach, do których „pan Jan” koniecznie musi pojechać, bo trzeba pracować, żeby pan Jan zrobił się wielki. Kiepura wziął sobie do serca radę żydowskiego skrzypka bardziej niż obawy rodziców, którzy nie wierzyli w czekającą go karierę śpiewaka. Pochodzenie Kiepury sprawiło, że podczas II wojny światowej artysta (wówczas występujący w USA) znalazł się na niesławnej hitlerowskiej liście: „Lexikon der Juden in der Musik”. Zanim jednak Hitler podpalił Europę, w Berlinie doszło do pewnej tragikomicznej sytuacji z udziałem Kiepury. Kiepura znany był ze swojego tupetu. Przekonał się o tym również jeden z najbliższych współpracowników Adolfa Hitlera marszałek Herman Göring (źródło: Bundesarchiv; lic. CC-BY-SA Na mocy antysemickich ustaw Rzesza zajęła niemieckie rachunki bankowe należące do osób pochodzenia niearyjskiego – i na tej liście znalazł się Kiepura wraz z żoną. Oburzony artysta załatwił coś w rodzaju audiencji u samego Göringa i przy tej okazji kompletnie zbeształ niemieckiego marszałka. Prawdopodobnie po prostu nie zdawał sobie sprawy, z kim ma do czynienia. Göring podobno był tupetem tenora tak ubawiony, że nakazał odblokować konta. Zobacz również:Czy bez Polaków ludzkość poleciałaby w kosmos?Nasi Żydzi potrafili liczyć. I Polska mogła na tym zbić miliardy!Edisonowie znad Wisły. 7 Polaków, z których wynalazków korzystają wszyscy 2. Stanisław Lem. Najwybitniejszy żydowski pisarz science-fiction? Tuż po zajęciu Lwowa przez Sowietów Stanisław Lem – który dopiero co ukończył szkołę – dowiedział się, że nie może studiować na politechnice z powodów klasowych. Dla Sowietów był przedstawicielem burżuazji (jego ojciec był znanym laryngologiem, a rodzina posiadała dwie kamienice). Potem w miejsce Sowietów pojawili się Niemcy. Właściwie dopiero nazistowskiemu ustawodawstwu zawdzięczam świadomość, że w moich żyłach płynie żydowska krew – wspominał Lem. Do getta nie trafił dzięki fałszywym papierom, a przez sporą część okupacji pracował jako spawacz i mechanik w warsztatach samochodowych niemieckiej firmy zajmującej się odzyskiwaniem surowców. Przez krótki czas ukrywał zresztą w garażu znajomego Żyda. Udało mu się też wyciągnąć rodziców z hitlerowskiego obozu przejściowego na lwowskim Piasku. Po wielu latach opowiedział Władysławowi Bartoszewskiemu historię ocalenia jego ojca, doktora Samuela Lehma – nie podczas II, lecz I wojny światowej. Doktor Lehm, wzięty do rosyjskiej niewoli, był prowadzony przez bolszewików na rozstrzelanie. Trafił jednak na konwojenta, który także okazał się… Żydem z Lwowa. W ten sposób laryngolog bolszewikom się wywinął – a Stanisław Lem parę dekad później mógł żartować, że gdyby nie ten przypadek, nigdy nie przyszedłby na świat. W efekcie nie powstałby ani „Solaris”, ani „Opowieści o pilcie Pirxie”, ani nawet „Bajki Robotów”. 3. Stanisław Ulam. Polski Żyd konstruuje bombę termojądrową Kariera matematyka, rozpoczęta przy słynnym stoliku w kawiarni Szkockiej we Lwowie, doprowadziła Stanisława Ulama aż za ocean. Stanisław Ulam, ojciec bomby termojądrowej (fot. Olgierd Budrewicz). Zdjęcie z książki Marka Boruckiego pod tytułem „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”, część 2 (Wydawnictwo Muza 2016). W międzywojennej Polsce nie miał szans na karierę godną możliwości. Wprawdzie rodzina Ulamów była z dawna zasymilowana (przybyła do Lwowa prawdopodobnie z Wenecji), jednak gdy przyszły uczony złożył papiery na politechnikę, okazało się, że wskutek ograniczania przyjęć Żydów nie ma dla niego miejsca na wydziale. Po latach, już jako jeden z najważniejszych przedstawicieli lwowskiej szkoły matematycznej, zorientował się, że ciągle uderza głową w sufit. Stanowiska profesorskie były trudno dostępne, szczególnie dla ludzi o żydowskim pochodzeniu, takich jak ja – wspominał. Na uczelniach klimat antysemicki był coraz bardziej odczuwalny. W 1934 roku doktor Ulam ruszył w świat – najpierw trafił do Princeton, a potem do Los Alamos. Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, by czytać dalej. Uwaga! Nie jesteś na pierwszej stronie artykułu. Jeśli chcesz czytać od początku kliknij tutaj. Wziął wydatny udział w stworzeniu bomby termojądrowej. Tu jednak niesłusznie sto procent zasług przypisał sobie Edward Teller, który – jak podkreśla Marek Borucki w książce „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat” – opowiadając w licznych wywiadach o swoich pracach nad bombą wodorową […] nigdy nie wymieniał nazwiska Ulama. Edward Teller do końca życia nie chciał przyznać, że to tak naprawdę obliczenia Stanisława Ulama pozwoliły na skonstruowanie bomby termojądrowej (źródło: domena publiczna). Noblista Hans Bethe trafnie spuentował całą sprawę mówiąc, że to Ulam jest ojcem bomby wodorowej, a Teller matką, bo nosił to dziecko całkiem długo. Po wojnie Ulam postanowił zostać w USA, bo sądził, że nie ma do kogo i czego wracać. Żona zapamiętała go jako człowieka „pełnego kontrastów”, który pokazywał oblicze zarówno dumnego Polaka, jak i Żyda-agnostyka, wrażliwego na punkcie swojej przynależności etnicznej. 4. Henryk Wieniawski. Wnuk żydowskiego cyrulika O kompozytorze Henryku Wieniawskim do dziś mówi się, że to „drugie wcielenie Paganiniego”. Jego imieniem nazwano międzynarodowy konkurs skrzypcowy o wielkich tradycjach, a zasługi XIX-wiecznego skrzypka są na miarę samego Chopina. Jakie jednak były początki jego kariery? Dziadek Wieniawskiego Herszek Mejer Helman był cyrulikiem z podlubelskiej Wieniawy. Ojciec – zasłużony i odznaczony w powstaniu listopadowym, gdzie jako lekarz sztabowy zorganizował szpital dla żołnierzy i oficerów – uważał się za Polaka i dlatego właśnie zmienił nazwisko na Wieniawski. Matka z kolei była córką żydowskiego lekarza z Warszawy Józefa Wolffa, a jej bratem był doceniany za granicą kompozytor Edward Wolff. Właśnie mama była pierwszą nauczycielką Henryka Wieniawskiego, ale także pojechała z nim w niezwykle ważną podróż z rodzinnego Lublina do Francji. Przekonała dyrekcję Konserwatorium Paryskiego, że jej 8-letni syn – który miał już za sobą debiut jako solista – powinien być w drodze wyjątku przyjęty na tę uczelnię. I tak Henryk Wieniawski został najmłodszym absolwentem Konserwatorium w jego historii – konkurs egzaminacyjny wygrał w wieku 11 lat, podczas gdy co do zasady na uczelnię przyjmowano dopiero 12-latków. To był pierwszy krok oszałamiającej muzycznej kariery. O Henryku Wieniawskim mówi się, że to „drugie wcielenie Paganiniego” (źródło: domena publiczna). 5. Gustaw Herling-Grudziński. Polsko-żydowski świadek stalinowskich mordów Pisarz, znany przede wszystkim jako autor „Innego Świata”, czyli poruszającego obrazu życia w radzieckich łagrach, Większość swojego powojennego życia spędził w Neapolu. Gdy jednak przyjechał po ponad pół wieku do Lublina, kazał się zabrać na Majdanek. Prawdopodobnie wiedział, że to tutaj hitlerowcy przywozili Żydów z jego rodzinnych okolic. W akcie urodzenia Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (1919) napisano: Dziecięciu temu przy wypełnieniu religijnego obrządku nadano imię Gecel vel Gustaw. Na świadectwie maturalnym znalazła się informacja: Herling vel Grudziński, wyznanie mojżeszowe. Chrzest przyjął prawdopodobnie podczas studiów. Gustaw Herling-Grudziński na zdjęciu wykonanym przez NKWD w 1940 roku (źródło: domena publiczna). Rodzice byli Żydami – przy czym spolonizowanymi. Było to dla pisarza na tyle istotne, że gdy pod koniec lat 90. znalazł w swoim opracowanym naukowo biogramie wzmiankę: urodził się w rodzinie żydowskiej, przyjął to niechętnie. Według niego autor powinien był napisać: w rodzinie polskiej pochodzenia żydowskiego. O swoich korzeniach sam co do zasady milczał – do końca życia, co zdumiewało badaczy jego twórczości: Ewę Bieńkowską oraz Zdzisława Kudelskiego. Ten artykuł ma więcej niż jedną stronę. Wybierz poniżej kolejną, by czytać dalej. Uwaga! Nie jesteś na pierwszej stronie artykułu. Jeśli chcesz czytać od początku kliknij tutaj. 6. Jan Brzechwa. Żydowski ojciec Pana Kleksa Pseudonim „Brzechwa” wymyślił 18-letniemu Jankowi Lesmanowi kuzyn Bolesław Leśmian. Kariera literacka Brzechwy ciągle naznaczona była niedosytem: utwory dla dzieci pisał wybitne, tyle że sam traktował je sceptycznie (ponoć zabrał się za taką twórczość, bo na wakacjach chciał uwieść przedszkolankę). Przez przedwojenne środowisko literackie też zresztą był traktowany z góry. Przedwojenni narodowcy wypominali Brzechwie fascynację Piłsudskim, bo dla nich w tym „żydowskim kulcie” Marszałka było coś „niepokojąco fałszywego” (źródło: domena publiczna). Jeszcze dziadek Brzechwy uczył w szkole żydowskiej, ale rodzina stopniowo od religii i tradycji odchodziła. Mimo to poeta nigdy się swojego pochodzenia nie wstydził. Z drugiej strony: kiedy na egzaminie gimnazjalnym zdawał historię i pochwalono go za wiedzę o „ojczystej” dynastii Romanowów, wypalił: Przecież jestem Polakiem. Podczas wojny polsko-bolszewickiej zostawił studia, by walczyć o niepodległość ojczyzny. Jak na ironię: potem narodowcy wypominali mu fascynację Piłsudskim, bo dla nich w tym „żydowskim kulcie” Marszałka było coś „niepokojąco fałszywego”. Zanim Jan Brzechwa wszedł w koniunkturalny flirt z czerwoną władzą, sporą część wojny przetrwał – w co trudno uwierzyć – w Warszawie, i to z kenkartą wystawioną na nazwisko Lesman. W cieniu wojny i okupacji powstała „Akademia Pana Kleksa”. 7. Krzysztof Kamil Baczyński. Poeta czasu wojny z żydowskim rodowodem Chyba do żadnej innej biografii nie pasuje w takim stopniu opinia Stanisława Pigonia, że Polacy są narodem, którego losem jest strzelać do wroga brylantami. Baczyński to symbol pokolenia, ale o żydowskich akcentach w jego biografii wspomina się, nie wiedzieć czemu, z rzadka. Zdjęcie Krzysztofa Kamila Baczyńskiego ze świadectwa maturalnego (źródło: domena publiczna). Matka poety – nauczycielka Stefania Baczyńska – była wprawdzie neoficko gorliwą katoliczką, ale pochodziła ze spolonizowanej rodziny żydowskiej (tego typu spekulacje, choć słabiej udokumentowane, pojawiały się także w odniesieniu do ojca Baczyńskiego). Adam Zieleńczyk – brat Stefanii, czyli wuj Krzysztofa Kamila – w czasie wojny trafił do getta, z którego potem uciekł i ukrywał się w Warszawie na aryjskich papierach. Zginął, gdy latem 1943 roku Niemcy (po donosie) aresztowali go z całą rodziną. Do jakiego stopnia takie wydarzenia w rodzinie i szerzej: cierpienie warszawskich Żydów, oddziaływały na Baczyńskiego? Na rozdarcie młodego poety zwracał uwagę Miłosz, pisząc o niemożliwym do rozwiązania problemie solidarności. Według niego Baczyński czuł, że jego lud, z którym łączy go nie tylko krew, ale historia kilku millenniów, to żydowski lud w getcie. Niektóre wiersze świadczą o tym wyraźnie. Czytając przejmujące „Pokolenie” warto pamiętać, że Baczyński napisał je, gdy płonęło warszawskie getto. Na zdjęciu podpalone przez Niemców kamienice na skrzyżowaniu ulic Zamenhofa i Wołyńskiej (źródło: domena publiczna). Idąc tym tropem, warto przeczytać kilka dobrze znanych utworów Baczyńskiego na nowo. Choćby znane ze szkoły „Pokolenie” czy pozbawiony tytułu utwór, który powstał wiosną 1943 roku – gdy płonęło warszawskie getto: Byłeś jak wielkie, stare drzewo, / narodzie mój jak dąb zuchwały (…) Jęli ci liście drzeć i ścinać, / byś nagi stał i głowę zginał. (…) Ludu mój! Do broni!. Wielu czytelników odruchowo przyjmowało, że ten utwór traktuje o cierpieniu nie Żydów, lecz Polaków – tak jakby jedno musiało wykluczać drugie. Nie tylko dla tych twórców i naukowców, których tutaj wymieniono, polskość i żydowskość stanowiły tak samo ważne składniki tożsamości. A przy tym niejeden mógłby się podpisać pod słowami Tuwima: Ale przede wszystkim – Polak dlatego, że mi się tak podoba. Bibliografia: Władysław Bartoszewski , Tajemnice Lema [rozmawiają Paweł Goźliński, Jarosław Kurski] [w:] [dostęp Ewa Bieńkowska, Pisarz i los. O twórczości Gustawa Herlina-Grudzińskiego, Fundacja Zeszytów Literackich 2002. Marek Borucki, Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat , część 2, Muza SA 2016. Kudelski Zdzisław, Gustaw Herling-Grudziński. Wątek żydowski [w:] „Rzecz o książkach” (dodatek do „Rzeczpospolitej), Stanisław Lem, Świat na krawędzi [rozmawia Tomasz Fiałkowski], Wydawnictwo Literackie 2000. Stanisław Lem, Tako rzecze Lem [rozmawia Stanisław Bereś], Wydawnictwo Literackie 2002. Józef Lewandowski, Wokół biografii Krzysztofa Kamila Baczyńskiego [w:] Szkło bolesne, obraz dni…: eseje nieprzedawnione, Ex libris 1991. Wacław Panek, Jan Kiepura. Życie jak z bajki, wydawnictwo Kurpisz 2002. Mariusz Urbanek, Brzechwa nie dla dzieci, Wydawnictwo Iskry 2013. Mariusz Urbanek, Genialni. Lwowska szkoła matematyczna, Wydawnictwo Iskry 2014. Sprawdź, gdzie kupić „Wielcy zapomniani. Polacy, którzy zmienili świat”: Zobacz również Zimna wojna Czy bez Polaków ludzkość poleciałaby w kosmos? Teza ryzykowna - każdy wie, że jedynym Polakiem w kosmosie był Mirosław Hermaszewski. A jednak bez niektórych polskich naukowców i konstruktorów podbój przestrzeni pozaziemskiej byłby niemożliwy. Nie słyszałeś... 19 kwietnia 2016 | Autorzy: Bartek Biedrzycki
Xrcxslb. 364 445 72 383 38 125 148 465 494
teksty które odmieniły życie codzienne polaków